Wzięłam mamę pod swój dach, a ona zachowuje się jak rozkapryszona księżniczka. Wciąż tylko żąda, a w zamian nic nie daje

Kiedy zdecydowałam się wziąć mamę pod swój dach, myślałam, że będzie to miły gest. Spodziewałam się, że doceni moją pomoc i będziemy razem tworzyć spokojną atmosferę w domu. Tymczasem jej zachowanie przeszło moje najgorsze wyobrażenia… Co chwila nowe wymagania, coraz więcej pretensji, a ja zaczęłam czuć, że mam do czynienia z kapryśną księżniczką…

Z każdym dniem relacje stawały się coraz bardziej napięte. Mama zaczęła dyktować zasady w moim własnym domu, a kiedy próbowałam postawić granice, dochodziło do kłótni. Sytuacja wymykała się spod kontroli, a prawda o tym, dlaczego mama tak naprawdę się wprowadziła, okazała się zupełnie inna…

Rozkapryszona księżniczka pod moim dachem

Kiedy mama zadzwoniła, prosząc o pomoc, nie wahałam się ani chwili. Było jej ciężko po rozstaniu z ojcem, a mieszkanie, które wynajmowała, przestało być dla niej wystarczająco wygodne. Postanowiłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli na jakiś czas zamieszka ze mną. Zawsze miałyśmy dobre relacje, więc nie wyobrażałam sobie, że coś mogłoby pójść nie tak.

Jednak rzeczywistość szybko okazała się daleka od ideału. Pierwsze dni były miłe – siedziałyśmy razem wieczorami, oglądając seriale, wspominałyśmy stare czasy, a ja cieszyłam się, że mogę jej pomóc. Ale potem zaczęły się… prośby. A raczej żądania. Najpierw, że telewizor za mały, że „nie widzi dobrze ulubionych programów”. Potem narzekania na jedzenie – „przecież mogłabyś gotować lepiej, w końcu dla mamy” – mówiła, kręcąc nosem nad moimi potrawami.

Żądania bez końca

Im dłużej mama mieszkała u mnie, tym bardziej czułam się, jakbym to ja była jej służącą. Chciała nowe meble do pokoju, bo „te są za stare i niewygodne”. Gdyby tylko chodziło o drobne poprawki, może bym się zgodziła, ale ona zaczęła powoli przejmować całe mieszkanie. Chciała dyktować, co mamy robić w wolnym czasie, jak mamy organizować posiłki, a nawet jak powinnam spędzać swój czas z mężem i dziećmi.

Przy każdej próbie rozmowy, kiedy próbowałam wyjaśnić, że to moje mieszkanie i że powinna się trochę dostosować, reagowała obrażoną miną i zamykała się w swoim pokoju, a potem unikała mnie przez cały dzień, jakbym zrobiła jej wielką krzywdę.

Kłótnie stawały się coraz częstsze. Moje dzieci zaczęły pytać, dlaczego babcia jest zła. Mąż zaczął tracić cierpliwość. A ja czułam, że jestem na granicy wybuchu.

Czas na konfrontację

W końcu nadszedł dzień, kiedy nie wytrzymałam. Po kolejnej awanturze o to, że „powinnam wynieść jej śniadanie do pokoju, bo przecież mama nie może się tak męczyć w kuchni”, powiedziałam stanowczo, że to się musi skończyć. Albo zmieni swoje zachowanie, albo będzie musiała poszukać innego miejsca do życia.

Sądziłam, że w końcu zrozumie, ale mama miała zupełnie inne plany. Patrząc mi prosto w oczy, odpowiedziała chłodno: „Myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? Po to się tu wprowadziłam, żeby cię przypilnować. Mam prawo tu być, bo ojciec zawsze mówił, że jestem lepsza od ciebie w zarządzaniu domem!”

Szokująca prawda

Zaniemówiłam. Czy to możliwe, że całe te dramaty miały związek z czymś więcej niż tylko kaprysem? W tamtym momencie przypomniałam sobie, jak ojciec zawsze wyrażał się krytycznie o mojej mamie, gdy jeszcze byli razem. Być może teraz, po rozstaniu, próbowała udowodnić coś sobie – albo mi. A może cała ta sytuacja była jej sposobem na kontrolowanie swojego życia, bo po rozwodzie nie miała już nad nim żadnej władzy?

Nie wiedziałam, jak mam zareagować. Z jednej strony to była moja mama, z drugiej… zaczynałam czuć, że przez nią tracę kontrolę nad swoim domem i życiem.

Co myślicie o tej historii? Jak Wy byście postąpili na moim miejscu? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!