Sąsiedzi zatruwali mi życie, więc wzięłam sprawy w swoje ręce. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Już ja im zrobię balangę.
Sąsiedzi. Zawsze wydawało mi się, że wystarczy być miłym, by mieć z nimi spokój. Ale kiedy pod moimi drzwiami zaczął regularnie pojawiać się hałas, gdy słyszałam nocne krzyki i trzaskanie drzwiami, a moje prośby o odrobinę ciszy trafiały w próżnię, postanowiłam działać. To był ten moment, kiedy uznałam, że coś tu nie gra…
Nie było łatwo przetrwać ich imprezowe noce. Kiedy wyczerpałam już wszystkie pokojowe metody, stwierdziłam, że czas odpłacić im pięknym za nadobne. Skoro sami nie wiedzą, kiedy jest za późno na hałas, to ja im pokażę, jak to jest, gdy sąsiad chce odpocząć…
Początek kłopotów z sąsiadami
Kiedy wprowadziłam się do tego bloku, marzyłam o cichej i przytulnej przestrzeni. Niestety, to marzenie szybko się rozmyło. Mój sąsiad z mieszkania obok – energiczny, zawsze uśmiechnięty czterdziestolatek – wydawał się na początku sympatyczny. Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Po kilku tygodniach zauważyłam, że jego mieszkanie staje się miejscem spotkań towarzyskich – wieczorami zjawiali się tam znajomi, z głośników sączyły się skoczne rytmy, a rozmowy na korytarzu przeciągały się do późnej nocy.
„Może to tylko przejściowe…”
Na początku myślałam, że to chwilowa moda. Może po prostu celebrują nowe miejsce, a może mieli jakieś specjalne okazje. Jednak kiedy minął miesiąc, a imprezy nie ustawały, zdecydowałam się pójść do nich i poprosić o trochę ciszy. „Przepraszam, ale próbuję tu żyć, spać, odpoczywać…” – tłumaczyłam nieśmiało, ale sąsiad uśmiechnął się tylko i obiecał, że będzie cicho. Niestety, cisza trwała… jedną noc.
Walka o spokój
Każda kolejna impreza odbierała mi chęć do wyrozumiałości. Najpierw próbowałam zatkać uszy stoperami, ale dźwięki przechodziły przez ściany. Zainwestowałam nawet w zasłony wyciszające, ale to również nie pomogło. Każdy wieczór zamieniał się w festiwal hałasu, a ja czułam, że moje życie zaczyna przypominać koszmar. Pewnej nocy, gdy po raz kolejny musiałam wstać o świcie na ważne spotkanie, a przez całą noc nie zmrużyłam oka, poczułam, że coś we mnie pękło.
Czas na rewanż
Skoro rozmowy nie pomagały, czas na bardziej drastyczne kroki. Obmyśliłam plan, który sprawi, że to oni zaczną mnie unikać. W weekend, gdy wiedziałam, że będą organizować kolejne spotkanie, ustawiłam budzik na trzecią nad ranem i postanowiłam zrewanżować się tym samym. Włączyłam ulubioną muzykę, przygotowałam sobie kawę, zaczęłam przesuwać meble, a dźwięki młotka i wiertarki wprowadziły ich w lekką dezorientację.
Sąsiedzkie „rozmowy”
Rankiem, gdy wyjrzałam na klatkę, usłyszałam ich narzekania. „Co to za hałas? Kto normalny urządza remont o trzeciej w nocy?” – szepcząc do siebie, zastanawiali się, co się dzieje. Gdy na ich twarzach pojawiło się zdenerwowanie, poczułam cichą satysfakcję. „Skoro nie rozumiecie delikatnych próśb, może taka lekcja was czegoś nauczy” – pomyślałam z uśmiechem.
Sprawiedliwość sąsiedzka?
Minęło kilka dni. I choć ich głośne imprezy nie ustały całkowicie, zauważyłam znaczną poprawę. Przed każdą nocą spotkań sąsiad podchodził i prosił, żebym dała znać, jeśli będzie zbyt głośno. Nawet zaproponował, że zmniejszą głośność. Czy wygraliśmy? Być może. Ale jak długo? Czas pokaże, ale na razie mogę odpoczywać w ciszy… na swój sposób.