Uroczy, szarmancki starszy pan wynajął mi mieszkanie za bezcen. Pozory mylą, a ja dałam się oszukać tej wyrachowanej świni

Początkowo myślałam, że trafiłam na okazję życia. Starszy pan, elegancki i szarmancki, zaoferował mi wynajęcie mieszkania w centrum za cenę, która wydawała się wręcz śmiesznie niska. Wydawało się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe…

Z czasem jednak zaczęłam zauważać niepokojące sygnały. Dziwne spojrzenia sąsiadów, tajemnicze telefony i nieoczekiwane wizyty. Z każdym dniem przekonywałam się, że ten uroczy staruszek ma znacznie więcej do ukrycia, niż przypuszczałam…

Początek pięknej przygody

Gdy spotkałam pana Stanisława, wydawał się idealnym gospodarzem. Elegancki, z poczuciem humoru, pełen ciepła – natychmiast zyskał moją sympatię. Zaprosił mnie na herbatę do swojego mieszkania, zanim jeszcze podpisałam umowę wynajmu. Było w nim coś, co przypominało mi mojego dziadka. Gdy zaproponował mi wynajęcie swojego mieszkania za niesamowicie niską kwotę, nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Mieszkanie było w centrum, a cena – jak za kawalerkę na peryferiach. Wydawało mi się, że trafiłam na życiową okazję.

„Dlaczego tak tanio?” – zapytałam niepewnie.
Pan Stanisław uśmiechnął się delikatnie. „To mieszkanie po mojej zmarłej żonie. Nie zależy mi na pieniądzach, chcę tylko, żeby ktoś dbał o nie tak, jak ona by chciała”.

Pierwsze niepokojące sygnały

Zamieszkałam tam kilka dni później. Mieszkanie było przytulne, a jego klimat przypominał dawną epokę – stare meble, rodzinne zdjęcia na ścianach, eleganckie firanki. Wszystko wydawało się idealne, aż zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Sąsiedzi patrzyli na mnie krzywo, jakbym zajęła miejsce, które nie powinno należeć do mnie. Otrzymywałam również dziwne telefony – ktoś dzwonił, milczał, a potem odkładał słuchawkę.

Pewnego dnia odwiedził mnie pan Stanisław. „Wpadłem sprawdzić, czy wszystko w porządku” – powiedział, uśmiechając się szeroko. Wyglądał jednak zbyt zadowolony, jak na zwykłą wizytę kontrolną. Z czasem jego odwiedziny stały się coraz częstsze. Zjawiał się bez zapowiedzi, czasem nawet w środku dnia, kiedy powinnam być w pracy. Był miły, ale czułam się nieswojo.

Odkrycie, które zmieniło wszystko

Pewnej nocy obudził mnie hałas w korytarzu. Wydawało mi się, że ktoś próbuje wejść do mieszkania. Serce waliło mi jak młot, podeszłam do drzwi, trzymając w ręku parasolkę – jedyną „broń”, jaką miałam pod ręką. Zobaczyłam cień przemykający za drzwiami. Kiedy otworzyłam je gwałtownie, nikogo tam nie było, ale coś leżało na wycieraczce. List. Bez adresata. Otworzyłam go drżącymi rękami.

„Mam nadzieję, że jesteś zadowolona z mieszkania. Ale nie zapominaj – to nadal moje miejsce. Pan Stanisław.”

Szok i złość ogarnęły mnie jednocześnie. Jak to „jego miejsce”? Przecież podpisałam umowę najmu! Zaczęłam zadawać sobie pytanie, co naprawdę kryje się za tą uroczą twarzą. Szybko udałam się do prawnika. Okazało się, że mieszkanie nie należało do pana Stanisława, a on sam wynajmował je na czarno, wykorzystując swoje urokliwe zachowanie, by wyciągać pieniądze od naiwnych lokatorów. To, co wydawało się życiową okazją, okazało się pułapką zastawioną przez wyrachowanego oszusta.

Konfrontacja, która zmieniła wszystko

Kiedy spotkałam pana Stanisława po raz kolejny, nie mogłam już dłużej milczeć. „Wszystko wiem” – powiedziałam z zimnym spokojem, chociaż wewnątrz wrzałam ze złości. Jego reakcja była zaskakująca. Zamiast się wystraszyć, zaczął się śmiać. „Myślisz, że jesteś pierwsza? Dziewczyno, robię to od lat. Wszyscy myślą, że jestem sympatycznym staruszkiem, ale w rzeczywistości to ja tu rządzę.”

Zamarłam. Złość ustąpiła miejsca poczuciu bezradności. Zrozumiałam, że muszę stamtąd uciekać. Pan Stanisław zbudował wokół siebie sieć intryg i manipulacji, a ja byłam tylko jedną z wielu ofiar.

Jak byście postąpili? Jak myślicie, co powinnam zrobić w takiej sytuacji? Czy zgłosić pana Stanisława na policję, a może próbować odzyskać pieniądze? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku, co o tym sądzicie!