Mąż wyśmiał mnie, gdy chciałam, żeby wziął urlop tacierzyński. Nie będzie babrał się w pieluchach
Kiedy powiedziałam mężowi, że chcę, żeby wziął urlop tacierzyński, zareagował śmiechem. Dla niego było to zupełnie absurdalne – przecież to ja powinnam zajmować się dzieckiem, a on pracować. Nie spodziewałam się jednak, że jego odpowiedź tak mnie zaboli…
Nasze życie codzienne od pewnego czasu było pełne napięć. Ja z niemowlakiem, on w pracy od rana do wieczora. Czułam, że balansuję na granicy wytrzymałości. Ale kiedy usłyszałam, co naprawdę myśli o opiece nad dzieckiem… Przestało mi być do śmiechu…
Narastające napięcie
Kiedy po raz pierwszy wspomniałam o urlopie tacierzyńskim, Michał spojrzał na mnie, jakbym powiedziała coś zupełnie absurdalnego.
– Serio? – zapytał, unosząc brew. – Chcesz, żebym ja, mężczyzna, siedział w domu i babrał się w pieluchach? Nie po to pracuję jak wół, żeby teraz zmieniać dziecku pieluchy.
Słowa te uderzyły mnie mocno, chociaż nie było w nich nic nowego. Michał zawsze był dumny ze swojego tradycyjnego podejścia do rodziny – on pracuje, ja zajmuję się domem. Ale teraz, z dzieckiem, sprawy zaczęły wyglądać inaczej. Byłam zmęczona, niewyspana, a codzienne obowiązki zaczęły mnie przytłaczać. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie widzi, że potrzebuję pomocy.
Burza emocji
Kiedy Michał wrócił z pracy kolejnego dnia, zaczęłam rozmowę od nowa. Tym razem próbowałam podejść do tematu inaczej – zrozumieć jego punkt widzenia i znaleźć kompromis.
– Michał, przecież ja nie mówię, żebyś zrezygnował z pracy. Może mógłbyś wziąć ten tacierzyński na kilka tygodni? Ja wrócę do pracy, a ty spędzisz trochę czasu z naszym synem…
– Nie ma mowy – przerwał mi. – Ja nie jestem od tego, żeby siedzieć w domu. Kiedyś faceci nie musieli tego robić, więc dlaczego ja miałbym to robić teraz?
Czułam, jak we mnie rośnie frustracja. Przecież nie prosiłam o nic, co byłoby niemożliwe do zrealizowania. Dlaczego mój mąż nie mógł chociaż spróbować zrozumieć, przez co przechodzę?
Kłótnia o zasady
Po tej rozmowie w naszym domu wybuchła prawdziwa burza. Krzyczałam, że nie docenia mojego wysiłku, że to ja poświęcam karierę, zdrowie i życie społeczne, żeby nasz syn miał opiekę. Michał z kolei zarzucał mi, że nie rozumiem, jak ciężko on pracuje, i że nie chce „marnować życia” na coś, co w jego oczach nie przystoi mężczyźnie.
– Zawsze cię wspierałem, ale teraz masz przesadzone oczekiwania – rzucił w końcu, wstając od stołu. – Jakbyś nie potrafiła poradzić sobie z dzieckiem sama.
To zdanie przelało czarę goryczy. Rzuciłam talerzem, który rozbił się z trzaskiem, a Michał tylko z niedowierzaniem pokręcił głową.
Sekret, który zmienił wszystko
Przez kolejne dni praktycznie się do siebie nie odzywaliśmy. Nasze relacje były lodowate. Każda rozmowa zamieniała się w cichą wojnę. W końcu doszło do tego, że Michał postanowił spędzać coraz więcej czasu poza domem – najpierw dłuższe godziny w pracy, potem wieczory z kolegami.
Zaczęłam czuć się coraz bardziej samotna, a z każdym dniem nasze małżeństwo oddalało się od ideału, o którym kiedyś marzyłam. Zaczęłam zastanawiać się, co dalej – czy to jest przyszłość, w której chcę żyć?
Aż pewnego dnia, podczas jednej z jego późnych nieobecności, zajrzałam do jego telefonu. Odkryłam wiadomości, które kompletnie mnie zaskoczyły. Michał nie tylko wymigiwał się od opieki nad dzieckiem. On… spotykał się z kimś innym.
Zamroziło mnie. Nasze kłótnie były tylko przykrywką dla czegoś znacznie poważniejszego. Michał od miesięcy miał romans, a jego „wyjścia z kolegami” były tak naprawdę spotkaniami z inną kobietą.
Jak zareagować?
Kiedy wrócił tego wieczoru, czekałam na niego z zimną krwią. Po raz pierwszy od dawna czułam, że mam kontrolę nad sytuacją.
– Co masz mi do powiedzenia? – zapytałam, pokazując mu telefon.
Michał zbielał. Nie próbował nawet się tłumaczyć, tylko milczał. W ciszy, która zapadła, wiedziałam, że to koniec naszego związku. Nie przez to, że nie chciał wziąć urlopu tacierzyńskiego, ale przez to, że nie miał już dla mnie szacunku.