Chciałam być uczciwa i oddać znaleziony portfel pełen kasy. Właściciel zamiast mi podziękować, zrobił ze mnie złodziejkę
Kiedy znalazłam portfel pełen gotówki, wiedziałam, że muszę go zwrócić. Nie mogłam spać spokojnie, myśląc, że ktoś może pilnie potrzebować tych pieniędzy. Jednak zamiast wdzięczności, spotkała mnie niespodziewana konfrontacja…
Właściciel portfela zamiast dziękować, oskarżył mnie o coś, czego nie zrobiłam. Sprawy wymknęły się spod kontroli, a prawda, która wyszła na jaw, była bardziej skomplikowana, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać…
Znalezione nie kradzione?
To miał być zwykły dzień. Wracałam z pracy, mijając park, gdy na ławce zauważyłam portfel. Był wypchany gotówką, a w środku znalazłam także dokumenty. Nie zastanawiałam się długo – przecież nie mogłam go zostawić ani zabrać pieniędzy, które nie należały do mnie. Po powrocie do domu postanowiłam poszukać właściciela w mediach społecznościowych. Znalazłam go szybko – pan Henryk, emeryt, właściciel pobliskiej piekarni.
Niewdzięczne przyjęcie
Zadzwoniłam do niego, wyjaśniając, że znalazłam portfel i chciałabym go oddać. Umówiliśmy się w jego piekarni. Gdy weszłam, Henryk na początku wyglądał na zaskoczonego. Jednak gdy podałam mu portfel, nagle jego twarz zmieniła się. Zamiast podziękować, zaczął krzyczeć, że brakuje części pieniędzy. „Było tu pięć tysięcy, a teraz jest tylko trzy! Jak śmiesz mnie okradać i jeszcze przynosić resztę, żeby wyglądało, że jesteś uczciwa?!”
Ludzie w piekarni patrzyli na mnie z niechęcią. Zaczęły się szepty, ktoś nawet rzucił: „Taka młoda, a już złodziejka”. Nie wiedziałam, co powiedzieć, czułam się osaczona.
Dlaczego Henryk tak się zachował?
Próbowałam tłumaczyć, że niczego nie zabrałam, ale Henryk nie chciał mnie słuchać. „Znam takich jak ty. Myślisz, że stary człowiek nie zauważy?!” – mówił z wściekłością. Wyszłam, czując upokorzenie, ale nie mogłam tego tak zostawić. Zadzwoniłam na policję, zgłaszając całą sytuację, choć serce waliło mi jak młotem.
Policja i wielki zwrot akcji
Kilka dni później policja zaprosiła mnie na komisariat. Okazało się, że Henryk faktycznie zgłosił kradzież, ale dowody z monitoringu wszystko zmieniły. Kamery w parku nagrały moment, w którym portfel wypadł mu z kieszeni. Widać było, że wyciągał pieniądze i część wypadła na ziemię, zanim usiadł na ławce. To oznaczało, że zanim znalazłam portfel, ktoś inny mógł podnieść te banknoty!
Gdy pokazałam dowód, Henryk został wezwany na komisariat. Był zmieszany i przepraszał, tłumacząc, że był zdenerwowany, bo potrzebował tych pieniędzy na pilny zakup do piekarni. „Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przepraszam, naprawdę…” – powiedział. Jednak jego przeprosiny nie były dla mnie wystarczające.
Czy można zapomnieć takie upokorzenie?
Mimo wyjaśnienia sprawy, niesmak pozostał. W piekarni przestali na mnie patrzeć jak na złodziejkę, ale moje poczucie sprawiedliwości zostało mocno nadszarpnięte. Zastanawiałam się, czy powinnam była w ogóle oddawać ten portfel. Może lepiej było zostawić go na policji?