Mieliśmy wstrętne pijawki, nie dzieci. Doprowadziły do śmierci ojca i wykurzyły mnie z domu, by przejąć mieszkanie
Byliśmy z mężem dumni z naszej rodziny. Dzieci miały wszystko, o co tylko poprosiły, a my cieszyliśmy się, że możemy im to dać. Ale kiedy ojciec zachorował, ich troska nagle zmieniła się w obliczoną grę na przejęcie mieszkania…
To, co wydarzyło się po jego śmierci, było jak z najgorszego koszmaru. Nie tylko straciłam ukochanego męża, ale też własny dom. Wszystko przez ludzi, którzy powinni mnie kochać i wspierać…
Rodzinna sielanka tylko na pokaz
Nasze życie wyglądało jak z obrazka. Ja, Kazik i nasza dwójka dzieci – Karolina i Piotr – tworzyliśmy idealną rodzinę. Dzieci nigdy nie miały powodów do narzekań. Kazik ciężko pracował, żeby niczego im nie brakowało, a ja poświęcałam się, by w domu panował spokój i harmonia. Ale wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy Kazik zachorował na serce.
Wiedzieliśmy, że jego stan jest poważny, ale liczyliśmy, że dzieci pomogą w trudnych chwilach. W końcu zawsze zapewnialiśmy im wsparcie. Niestety, zamiast miłości, otrzymaliśmy coś zupełnie innego.
Pierwsze oznaki problemów
Kiedy Kazik trafił do szpitala, Karolina i Piotr zaczęli częściej bywać w domu. Na początku wydawało mi się, że robią to z troski. Karolina była szczególnie zaangażowana – przynosiła dokumenty do podpisu, tłumacząc, że wszystko to dla naszego dobra. Piotr z kolei zadeklarował, że zajmie się naszymi finansami, bo „nie powinnam się martwić o pieniądze w tak trudnym czasie”.
Nie zwróciłam uwagi na to, że coraz więcej rzeczy było załatwianych bez mojej wiedzy. Karolina miała klucze do domu, Piotr przejął dostęp do konta bankowego. Byłam zbyt zajęta walką o zdrowie Kazika, żeby zastanawiać się, dlaczego wszystko dzieje się za moimi plecami.
„Matko, to już twój czas na emeryturę”
Po śmierci Kazika cała prawda wyszła na jaw. Nie zdążyłam nawet ochłonąć po stracie męża, kiedy dzieci zaproponowały mi „rozsądne rozwiązanie”. Karolina uśmiechnęła się, kładąc mi rękę na ramieniu, i oznajmiła: – Mamo, dom jest dla nas za duży, a ty przecież możesz spokojnie zamieszkać w małym mieszkaniu pod miastem. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
Byłam w szoku. Dom, który wspólnie budowaliśmy z Kazikiem przez lata, nagle miał przestać być moim miejscem? Zaczęłam protestować, ale Piotr tylko machnął ręką. – Nie przesadzaj. Zresztą, notarialnie wszystko już jest załatwione. Tata przepisał dom na nas przed śmiercią.
Prawda wychodzi na jaw
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Dokumenty, które Kazik podpisał w szpitalu, były przekazaniem domu na ich rzecz. Zrobili to za jego plecami, wykorzystując jego chorobę i moją nieuwagę. Byłam załamana, ale dzieci nie zamierzały się zatrzymać.
Gdy nie zgodziłam się dobrowolnie opuścić domu, Karolina i Piotr wezwali prawnika. Przyszli z gotowym planem – wyprowadzić mnie do malutkiego mieszkania, które „wielkodusznie” mieli wynająć na moje nazwisko.
Nie miałam wyboru. Musiałam opuścić dom, który był całym moim światem. I choć życie na nowo okazało się trudne, przysięgłam sobie jedno – nigdy nie dam im satysfakcji z mojego cierpienia.